Blog

-

Chicago Marathon 2025 Relacja cz.2

Chicago Marathon 2025 Relacja cz.2

9 gru 2025

Zawody

Chicago Marathon 2025 relacja
Chicago Marathon 2025 relacja
Chicago Marathon 2025 relacja

Tylko 5% wszystkich biegaczy na świecie biega maratony poniżej 3 godzin

To musi być ten dzień właśnie dzisiaj… oczekiwania są ogromne. Wiele razy prowadziłem ze sobą tę rozmowę, zastanawiałem się, jak będzie wyglądał ten bieg, w którym w końcu złamię barierę 3 godzin. Przygotowywałem się na ten moment bardzo długo. Byłem opanowany, spokojny. Jednak bałem się rozczarowania, bo niezależnie od tego, jak dobrze jesteś przygotowany, maraton i tak w pewnym momencie stanie się naprawdę trudny. A działanie oczekiwań polega na tym, że tworzą one swego rodzaju ramy, mapę dla twojego mózgu. Twój mózg zakłada: „Okej, na 5. mili powinienem czuć się tak, na 13. tak, a na 20. tak”. I wykorzystuje to jako punkt odniesienia.

Ale jeśli dasz mu złą mapę i powiesz: „Hej, idziemy sobie piękną prostą drogą i będzie super łatwo”, to zgadnij co? Kiedy tak się nie stanie, kiedy nagle pojawi się zła czarownica i rzeczywistość da ci w pysk, twój mózg stwierdzi: „Wychodzę z tego. Nie na to się pisałem”.

Z kolei jeśli powiesz sobie: „To będzie najtrudniejsza rzecz, jaką zrobiłem w życiu”, to mózg odpali sygnał alarmowy bardzo wcześnie. Zacznie cię trzymać z daleka od wysiłku, sprawi, że będziesz ostrożny, spięty i nie zbliżysz się nawet do swojego potencjału.


Dlatego w kwestii oczekiwań najlepsza jest realistyczna optymistyczna postawa — realizm połączony z odrobiną nadziei. A tę nadzieję warto budować stopniowo, tak żeby rosła z czasem. Ja budowałem ją od maja… stopniowo, krok po kroku. Budowałem ją każdym długim biegiem, każdym treningiem — tym złym i tym doskonałym. Każdym krokiem i każdą spędzoną chwilą w samotności w lesie, na szutrze, asfalcie, betonie, błocie i kamieniach.

Wizualizowałem sobie te odczucia podczas treningów. Zastanawiając się: jak to będzie wyglądało właśnie dzisiaj w Chicago, co będę czuć, jak chcę zareagować?

Drugim ważnym aspektem przy ustawianiu oczekiwań — i to kluczowym — jest tempo. Bieganie jest ekstremalnie zależne od tego, jakie tempo sobie ustawisz. Jakie chcę mieć tempo na każdy kilometr? W jakim czasie chcę minąć półmetek? Ja to wszystko ustaliłem, obliczyłem, wiele razy przemyślałem, tylko… do cholery zapomniałem sobie zapisać na przedramieniu. Z pustym bidonem, bez zapisanych międzyczasów zaczęła się dla mnie walka o sub 3 godziny w Chicago.

Zapraszam was na część drugą relacji z najszybszego maratonu na świecie (to tu w 2023 roku padł rekord świata w maratonie :)) Jeżeli chcecie zobaczyć jak wyglądały pierwsze dni w Chicago to zapraszam do zapoznania się z pierwszą częścią relacji :)

Początki mogą być… trudne, gdy jest zbyt łatwo

Prawda o maratonie jest taka:

„Chcesz dotrzeć jak najdalej, wciąż czując się wystarczająco dobrze”, żeby twój mózg uwierzył:

„Hej, chyba damy radę. Chyba naprawdę możemy zrobić życiówkę”.

Podczas każdego maratonu przejmujesz się tym, jak ciężko będzie pod koniec biegu. I faktycznie: będzie ciężko. Ale nie od razu. Jeśli czujesz maksymalny wysiłek w pierwszych minutach — nie masz szans dotrzeć do końca.

To właśnie tutaj przed biegiem w Chicago Jordan Hasay — ustanawiając rekord USA na amerykańskiej ziemi, zajmując 3. miejsce (2:20:57) w Maratonie Chicagowskim w 2017 roku — powiedziała: „Jestem przygotowana, aby cierpieć. Uczę się cierpieć i cierpię”.

Dlatego często mówimy o przygotowaniu na to, że końcowe kilometry będą okropne, będziemy cierpieć — i musisz to zaakceptować — ale rzadko mówimy o tym, że wczesne kilometry powinny być łatwe. I że nie wolno panikować, kiedy faktycznie są łatwe.

Bo wtedy zaczynasz myśleć:

„O ja! Tyle trenowałem, to jest mój dzień! Lecę!”

I nagle biegniesz pierwszy odcinek o 10–20 sekund na kilometr za szybko, czujesz się jak król świata… a potem w połowie zaczyna boleć tak, jak powinno dopiero na 32. kilometrze. I kończysz na krawężniku, z pustym „bakiem”.


W każdym długotrwałym wysiłku — fizycznym czy psychicznym — potrzebna jest cierpliwość. Pierwsze 5 kilometrów po prostu ignorowałem innych i trzymałem się swojego planu. 200 metrów od startu wbiegaliśmy do tunelu. Ogarnął nas nieprawdopodobny hałas i doping kibiców. To był początek czegoś niesamowitego. Za chwilę, wybiegając z tunelu, zaczęliśmy biec przez centrum miasta. Kibice praktycznie cały czas krzyczeli i wrzawa była nieprawdopodobna. Starałem się rozglądać za znacznikami kilometrów lub mil.

Tip: ____ Na maratonie w Chicago ustawione są słupki pokazujące zarówno kilometry, jak i mile. Ja już przyzwyczajony jestem do biegania licząc mile, ale fajnie, że także pokazują kilometry. Dodatkowo nie musicie się martwić, że zabraknie wam wody czy izotonika. Na całej trasie jest ponad dwadzieścia punktów z wodą i izotonikiem. Najpierw mijacie długie stoły i wolontariuszy z izotonikami (w tym roku sponsorem była firma „Gatorade”), zaraz za izotonikiem zaczynają się pojawiać wolontariusze z wodą. Niestety napoje podawane są w kubeczkach.

Pierwsze 3 kilometry chciałem pobiec tempem ok. 4:20. Moim celem był negative split, bo to najlepsza taktyka na maraton. Jednak do 8. kilometra praktycznie walczyłem ze złapaniem rytmu i tempa. Cały czas miałem wrażenie, że biegnę za wolno. Zegarek lekko wariował, jednak czułem, że jest zbyt wolno.

Wyłącz mózg, znajdź rytm i „odpłyń…”

Biegliśmy przez centrum. Wokół niezliczone ilości ludzi. Każdy coś krzyczał, machał, starał się przybić piątkę. Pomimo ponad 50 tysięcy biegaczy nie czuło się ścisku. Ulice są tak szerokie, że nie ma szans, by trzeba było się przeciskać. Przez centrum biegliśmy 4–5-pasową ulicą, a po 8. kilometrze zaczęliśmy wybiegać w kierunku północnych dzielnic Chicago. Skończyły się wysokie wieżowce, a zaczął zielony park i niższe budynki. Najwyższa pora, by zacząć kontrolować tempo.

To, co pokazywał zegarek, mnie trochę zaniepokoiło. Pomimo tego, że biegłem teraz tempem ok. 4:12 na km, to średnie tempo było w okolicach 4:18. Na razie nie wpadałem w panikę. Pamiętałem, że według mojej konserwatywnej strategii na półmetku chciałem być w czasie ok. 1:29:20. Biorąc pod uwagę, że moja życiówka z półmaratonu to 1:21:28, było to bardzo zachowawcze i wiedziałem, że nie powinienem się w ogóle zmęczyć.

Temperatura lekko rosła, słonko coraz bardziej grzało, ale cały czas było rześko. Praktycznie zero wiatru. Niestety ja męczyłem się mentalnie. Nie wiedziałem, dlaczego mam tak słabą średnią biegu. Dlaczego pomimo tego, że biegnę cały czas tempem 4:15 na km, średnia jest gorsza. Coś musiałem na początku przegapić.

Potrzebowałem wyłączyć mózg. Chciałem przestać analizować, bo mnie to męczyło psychicznie. Obserwowałem ludzi, zmieniający się krajobraz. Zawróciliśmy z powrotem do centrum.

Tip: ___ Trasa w Chicago biegnie w pierwszej fazie przez ścisłe centrum na północ, by w okolicach 12. kilometra zawrócić znowu do centrum. Potem biegniemy kilka kilometrów na zachód, by zawrócić do centrum, i w końcu kilka kilometrów na południe, by wrócić na linię startu do parku. Świetna trasa dla kibiców, ale końcówka ciężka dla biegaczy.

Kiedy już zaczynałem wierzyć, że GPS pokazuje realne tempo, wróciliśmy do centrum i wpadliśmy pomiędzy wysokie budynki. Zmieniłem taktykę i zacząłem łapać „splity” po każdej mili. Za chwilę mieliśmy wpaść na półmetek i wtedy będę już wiedział, „na czym stoję”.

Szalony doping i pierwsze problemy

Zbliżaliśmy się do półmetka. Znowu przez chwilę biegliśmy po czerwonym dywanie na moście, by za moment wbiec pod kolejkę miejską. Ludzi było coraz więcej. Doping był niesamowity. Nie potrafiłem się skupić. To było czyste szaleństwo. Szumiało mi w głowie od tego hałasu. Z drugiej strony byłem wdzięczny kibicom za to. Nawet nie wiem, kiedy zleciały te 21 kilometry. Na półmetku — nieprawdopodobny zgiełk. Ludzie z flagami, transparentami, wykrzykujący imiona biegaczy. Kiedy zobaczyłem znak 13.1 mili (półmetek), to pomyślałem: dobra… chwila prawdy. Już wiedziałem, że nie jest dobrze. Linię półmaratonu minąłem w czasie 1:30:28. Ponad minutę wolniej niż zakładałem.

Każdy maratończyk wie, że mijając 21. kilometr wcale nie oznacza, że pozostaje już tylko połowa biegu. To moment, kiedy zaczyna robić się ciężko, ale jesteś na tyle daleko od mety, że nadal nic nie jest pewne. Wiedziałem, że nie mam wyjścia — muszę przyspieszyć. Na całe szczęście to był moment, kiedy wcale nie było jeszcze ciężko. Szczerze — to dopiero się rozgrzałem. To było dla mnie tempo spacerowe. O wiele za wolne. Nie miałem prawa być zmęczony. Wręcz przeciwnie. Przez głowę przeszła mi myśl, że spieprzę ten maraton, bo za wolno zacząłem. Nie wiedziałem, czy dam radę tak bardzo przyspieszyć, żeby na ostatnich kilometrach nie złapać głupich skurczy lub po prostu wytrzymać te męki na koniec.

Tip: ___ Częsty dylemat maratończyków podczas ustalania strategii biegu — jak biec. Równo? A może na początku szybciej niż planowaliśmy? Potem i tak przecież będzie ciężko i zwolnię, i jakoś to będzie, jak na początku zacznę nadrabiać, póki mam siłę. A może zacząć spokojnie i przyspieszać?

Okazuje się, że najlepszą strategią jest równe tempo od początku do końca lub ewentualnie negative split — czyli wolniej na początku i przyspieszamy na koniec. Problem z równym tempem jest jednak taki, że jak źle oszacujemy nasze możliwości i wydaje nam się, że z treningu wynikało, że mogę biec na 2:50:00 i zacznę właśnie w tempie na ten czas — to może się okazać, że siły starczy nam do 35. kilometra.


Ile to razy widzieliśmy biegaczy mniej lub bardziej znanych youtuberów, którym się wydawało, bo coś tam wychodziło z treningu, a potem płacz i zgrzytanie zębami. Jasne, podjęli ryzyko i albo się uda, albo nie. Częściej się nie udaje. Dlatego negative split jest bezpieczniejszy. Biegniesz wolniej, niż ci się wydaje, że możesz, i jeżeli faktycznie okaże się na 32. kilometrze, że możesz — to po prostu przyspieszasz. Zasada jest taka, że jak pierwszą połowę biegu pobiegniesz o minutę za szybko, niż ci się wydawało, to w drugiej możesz stracić nawet sześć minut. TAK, SZEŚĆ MINUT!!!

Ja miałem inny problem. Pobiegłem minutę za wolno niż to, co ustalałem przed biegiem. A to, co ustalałem, i tak było bezpiecznym ustaleniem. To moment, w którym muszę aktywnie kontrolować bieg i tempo. Do samego końca. Czuję się świetnie i teraz tylko się nie podpalić, tylko miarowo, mila po mili, przyspieszać. A przede mną 6 kilometrów chyba najszybszego odcinka na trasie maratonu — czyli 23. do 29. kilometra.

Na zachód w kierunku Chinatown

Teraz biegliśmy na zachód w kierunku dzielnicy, w jakiej z Romanem wynajmowaliśmy apartament. W okolicach 25. kilometra uśmiechnąłem się z dwóch powodów. Po pierwsze — w końcu średnie tempo zaczęło się poprawiać i udawało mi się w kontrolowany sposób przyspieszyć. Po drugie — przebiegaliśmy koło hali United Center, gdzie jutro wybieramy się na mecz hokeja.

Kibice ani na chwilę nie odpuszczają. Jest ich sporo. Teraz stoją z dziećmi, niektórzy siedzą na stołeczkach przed swoim domem z piwkiem w ręku. Jest sporo osób z psami, które mają tabliczki z zagrzewającymi do biegu hasłami. Widzę, że jakaś dziewczyna przede mną zatrzymuje się na chwilkę i głaska jednego z „kibicujących” piesków. Kilometry szybko mijają. Pilnuję tempa i uśmiecham się do tysięcy kibiców, jakich mijamy.

Zbliżamy się do 30. kilometra. Czuję się świetnie. W końcu to jest właściwe tempo, właściwy rytm. Tak powinienem biec co najmniej od 8. kilometra. Pomyślałem sobie, że będę starał się biec w takim tempie do Chinatown. Chińska dzielnica jest na 36. kilometrze (22. mili). A ja jestem dopiero na 30. kilometrze.

Między 30. kilometrem a czasem między 32. a 35. kilometrem zaczyna się dla wielu biegaczy kluczowy moment. To etap, w którym — i każdy maratończyk to zna — dzieją się najdziwniejsze rzeczy. Tutaj zaczyna się walka o przetrwanie.

Używasz wszystkich sztuczek, jakie masz:


Walka na maratonie po 20 mili

Tip: ____ Biegi długie — czyli takie powyżej 32 kilometrów. Pisaliśmy o przygotowaniach do maratonu w kilku wpisach, jakie znajdziecie na tej platformie.

Jeżeli chcecie zminimalizować efekt „ściany” po 32. kilometrze lub efekt spadającego tempa, to poczytajcie u nas o biegach długich.

Mijając 20. milę (32. kilometr), cały czas przyspieszałem. Biegło mi się wspaniale. Mijałem kolejnych zawodników i powoli wypatrywałem zakrętu w prawo i wielkiej tablicy Chinatown. Po chwili zobaczyłem chińskie nazwy sklepów i w okolicach 35. kilometra wbiegłem do chińskiej dzielnicy. To było szalone. Kibice przebrani za bajkowe smoki, dziwne stwory. Uśmiechnięte dzieciaki i przyjemny zapach orientu. Jeszcze 2 kilometry i rozpocząłem ostateczną walkę o złamanie 3 godzin.

Luki w pamięci i pogoń do mety

Od 35. kilometra do końca jest jedna zasada:

Cokolwiek ci zostało — wykorzystaj to. Nie ma już żadnego „oszczędzania”. Nie przyleci Superman.

To jest już tylko: jazda, zaciskam zęby i daję z siebie absolutnie wszystko.

Na 36. kilometrze cały czas kontrolowałem tempo. Jeszcze trochę muszę przyspieszyć, a potem utrzymać stały rytm, stałe tempo. Muszę wypracować lekki zapas czasu przed ostatnim kilometrem. Wiedziałem, że na 800 metrów do mety jest podstępny podbieg. Podbieg, który na spokojnym niedzielnym rozbieganiu nie robi na tobie wrażenia. Ale na ostatnich metrach maratonu, tuż przed metą, może być wyzwaniem.

Nie oszukujmy się… zaczynały mnie boleć nogi. Ale trzymałem tempo i na 38. kilometrze już wiedziałem, że jestem na dobrym kursie. Na kursie sub 3 godziny. Teraz tylko wystarczyło utrzymać tempo. Niestety zaczął się najgorszy odcinek trasy. Przedmieścia Chicago. Powrót z południowej części przez dzielnice, w których było mniej kibiców. Dodatkowo biegliśmy, widząc ludzi, którzy po drugiej stronie pasa zieleni wracali w kierunku miasta i mety. Na 39. kilometrze, biegnąc 6:41 na milę (ok. 4:10 na km), wiedziałem, że jeśli utrzymam to tempo, to złamię 3 godziny.

Na 40. kilometrze już ciężko mi było skupić się na tym, w jakim czasie przybiegnę. Jedno było pewne — podczas następnych 2 kilometrów średnie tempo nie może pokazać 6:42. Na 41. kilometrze znowu byliśmy w centrum. Znowu wysokie budynki. Ja jednak nic nie widziałem. Cały czas starałem się utrzymać tempo.

Jasna cholera, tak niewiele zostało… dawaj stary, dawaj. Dasz radę!!! 41. kilometr i zegarek pokazał 6:38 na milę. Uff, dobra, jest zapas, jest dobrze. Czuję ból w nogach. Próbuję go ignorować. Myślę, żeby tylko teraz nie dopadł mnie jakiś skurcz. Coraz więcej kibiców i słyszę już głos spikera na mecie. Jeszcze trochę, dasz radę.

Byłem potwornie zmęczony — bardziej mentalnie, trochę fizycznie. Zaczął mi dokuczać ból w krzyżach. W sumie to wszystko mnie bolało. Najbardziej paliły mnie czwórki. Zobaczyłem zakręt w prawo i tablicę 800 metrów do mety i, wbiegając na 300-metrowy podbieg, pomyślałem: nie wypuszczę tego — będzie „na żyletki”, ale kur*.a nie wypuszczę tego!

Na lekko sztywnych nogach zacząłem atakować ten podbieg, który teraz spowolnił mnie dość mocno. Skręcając w lewo w kierunku mety, po obu stronach zobaczyłem tysiące kibiców, którzy darli się niemiłosiernie. Ależ mi to było teraz potrzebne. Ten doping właśnie w tym momencie. 350 metrów do mety. Lekko z górki. Nogi piekły potwornie. 200 metrów do mety i ostatni raz popatrzyłem na zegarek. Uśmiechnąłem się. To naprawdę się dzieje. Jeszcze udało mi się podnieść ręce w geście triumfu, kiedy przekraczałem linię mety, wyłączyć zegarek i… poryczałem się jak mała dziewczynka, której mama nie chciała kupić w sklepie kucyka.


Jeżeli spełniać marzenia, przekraczać granice i robić życiówki, to tylko na maratonach w Stanach

Kilka lat temu zakwalifikowałem się do maratonu w Bostonie. Nie pobiegłem z wielu powodów. Jednym z nich było to, że nie byłem gotowy na mocną rywalizację. Dodatkowo Boston jest trudnym biegiem i ciężko o życiówkę. A ja chciałem powalczyć o złamanie 3 godzin właśnie na jednym z największych maratonów w USA, kiedy będę gotowy. W tym roku czułem, że w końcu jestem gotowy. Wybrałem Chicago, bo tu jest najszybsza trasa i doskonała organizacja. Wiedziałem, że Amerykanie potrafią świętować i celebrować bieganie. Chciałem poczuć tę atmosferę, której nie ma nigdzie indziej. I właśnie tu wymarzyło mi się złamanie trzech godzin.

Zobaczyłem, jak naprawdę można cieszyć się szczęściem innych ludzi. Jak można niesamowicie dopingować i bawić się na trasie maratonu. Tu nikt nie marudzi, że miasto jest zamknięte czy że są korki. Tu każdy wstaje o 5 rano, wsiada do kolejki, ustawia się na trasie i daje z siebie wszystko. I nie jest to tylko sztuczna poza. Nie jest to udawane kibicowanie czy wymuszone „Dajesz!”. Ci ludzie wychowali się na rywalizacji sportowej. Oni potrafią docenić wysiłek innych i wspierać ich w spełnianiu biegowych — czy szerzej — sportowych pasji i marzeń. To widać po prawie 2 milionach kibiców na trasie maratonu czy szalonych kibicach Chicago Blackhawks w hali United Center na meczu hokeja.


Chicago Marathon 2025 relacja

Nie dostałem tylu życzliwych słów od obcych ludzi jak tutaj, w Chicago. Medal Monday u nas to tylko puste hasło, a tutaj święto, gdzie każdy przechadza się z medalem po ulicy i zaczepiają go ludzie, gratulując i pytając: „Jak ty to zrobiłeś? To niesamowite! Wow.”

Rozmawiałem z wieloma biegaczami, którzy biegli w Bostonie czy Nowym Jorku. Wszyscy zgodnie podkreślają: to niesamowite biegowe przeżycie, którego nie da się opisać. W każdym mieście trochę inne, jednak łączy je jedno — niesamowita mentalność Amerykanów. Stany to nie tylko raj dla maratończyków. To super miejsce dla każdego sportowca i każdej dyscypliny. Przypuszczam, że brać tutaj udział w jakichkolwiek zawodach lub rywalizacji to ogromne szczęście i przyjemność.

Długo siedziałem za linią mety, patrząc na zadowolonych biegaczy. Potem jeszcze ponad godzinę wraz z Romanem i innymi biegaczami wymienialiśmy się wrażeniami po biegu, siedząc i grzejąc się w październikowym słońcu. W Chicago spędziłem kolejne niesamowite trzy dni — zwiedzając miasto, kibicując drużynie hokejowej i smakując się w deep dish pizzy w najlepszym lokalu w mieście.


Jeżeli chcecie skosztować innych emocji i pobiec w najszybszym (jak do tej pory) maratonie na świecie, to z czystym sumieniem polecam wam Chicago Marathon. Może nie jest to najtańsza impreza, jednak planując wszystko z dużym wyprzedzeniem, będzie was kosztowała niewiele więcej niż wakacje w Turcji. Oczywiście w zależności, kto co woli.

Chicago Marathon 2025 – najważniejsze wydarzenia i rekordowe wyniki. Podsumowanie

Tegoroczny Bank of America Chicago Marathon, który odbył się 12 października 2025 roku, przejdzie do historii jako jeden z najbardziej imponujących. Na mecie zameldowało się ponad 54 tysiące biegaczy, ustanowiono nowy rekord USA, a w klasyfikacjach światowych pojawiło się kilka wyników z czołowej dziesiątki wszech czasów.

Rekordowe biegi elity

W rywalizacji mężczyzn zwyciężył Jacob Kiplimo z Ugandy, osiągając fenomenalny czas 2:02:23 – siódmy najlepszy wynik w historii maratonu i drugi najszybszy, jaki kiedykolwiek uzyskano w Chicago. Przez większą część dystansu był nawet na rekordowym tempie, ostatecznie zdobywając swoje pierwsze zwycięstwo w jednym z Marathon Majors.

Wśród kobiet triumfowała Hawi Feysa z Etiopii z wynikiem 2:14:56, co czyni ją piątą najszybszą zawodniczką w historii i jedną z zaledwie sześciu kobiet, które złamały granicę 2:15. Jej bieg był perfekcyjnie kontrolowany od startu do mety.

Nowy rekord Ameryki

Dużym wydarzeniem był także bieg Connera Mantza, który uzyskał 2:04:43, bijąc 23-letni amerykański rekord Khalida Khannouchiego. To także nowy rekord strefy Ameryki Północnej oraz najszybszy maraton w historii przebiegnięty przez zawodnika spoza Afryki.

Niesamowita skala wydarzenia

Maraton ponownie okazał się gigantycznym świętem biegania – na trasie pojawiło się 1,7 miliona kibiców, biegacze reprezentowali ponad 100 krajów, a dzięki startującym charytatywnie zebrano ponad 36 milionów dolarów. W organizację zaangażowało się aż 10 tysięcy wolontariuszy, 20 punktów odżywczych i ogromne ilości wody, izotoników czy żeli energetycznych.

Kolejny Chicago Marathon odbędzie się 11 października 2026 roku, a zapisy – zarówno z losowania, jak i przez kwalifikacje lub programy charytatywne – ruszają już pod koniec października.


Rozpocznij Przygodę z Amerykańskim Systemem Treningowym

Pobierz bezpłatny 7-dniowy plan treningowy oparty na metodologii Telos i przekonaj się, jak amerykański system treningowy może zmienić Twoje bieganie. Dodatkowo otrzymasz praktyczne wskazówki, jak analizować swoje treningi.